Akcesoria rowerowe

sobota, 28 maja 2016

Rajd rowerowy wokół Jeziora Sławianowskiego.

W sobotę 28 maja 2016 r. z inicjatywy pani Barbary Klawiter- nauczycielki wychowania fizycznego w Szkole Podstawowej w Wiktorówku został zorganizowany rajd rowerowy wokół Jeziora Sławianowskiego. Jezioro to leży na granicy powiatów: pilskiego i złotowskiego. W rajdzie uczestniczyło grono nauczycielskie szkoły, w tym moja małżonka Lidia :) i ja jako zaproszony do udziału kolarz. Jazdę rowerami rozpoczęliśmy spod szkoły w Wiktorówku. Na czele jechała dyrektor szkoły- pani Ewa Kaczmarek. Jechaliśmy przez Kunowo, a następnie malowniczymi serpentynami pod górę w kierunku Bługowa. Tam, szybkim zjazdem dotarliśmy do mostu, gdzie zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia. Dalsza jazda przebiegała przez Buntowo i Sławianowo, gdzie zrobiliśmy sobie przerwę na chwilę relaksu. Kolejny etap rajdu wiódł polnymi drogami wzdłuż jeziora. Jadąc szosą przez Wiktorówko dotarliśmy do Łobżenicy. Powoli kończyła się już nasza wycieczka. Na podsumowanie rajdu Państwo Marczykowscy zaprosili nas do siebie na kawę i coś słodkiego. To był udany rajd rowery w dobrym towarzystwie.

                                Nasz rajdowy "peleton".
                                Ekipa rajdu na moście w Bługowie.
                                Nad jeziorem w Sławianowie.

niedziela, 22 maja 2016

Okolice Osieka nad Notecią na rowerze- 22.05.2016

Lidce coraz bardziej podobają się nasze rowerowe "eskapady". Nabiera przy tym kondycji, a dłuższe dystanse są coraz łatwiejsze do pokonania. Tym razem wspólnie uzgodniliśmy, że pojedziemy rowerami z Łobżenicy za Osiek nad Notecią. Nad rzeką Noteć znajduje się tam ładne miejsce postojowe, gdzie można odpocząć. Jechaliśmy szosą. Dystans ok. 50 km, czas 2 godz. 11 min. Poniżej krótka fotorealacja.








sobota, 14 maja 2016

X Złotowski Bieg Zawilca za nami. Debiut Lidki- 14.05.2016

14 maja 2016 roku w Złotowie odbyła się już dziesiąta, jubileuszowa edycja Złotowskiego Biegu Zawilca. W biegu tym, uczestniczę od samego jego początku powstania, gdy miał jeszcze lokalny i kameralny charakter. Trasa o długości 5 km jest mi dobrze znana, gdyż trenowałem już na niej wiele razy. Dodam, że udało mi się namówić moją żonę Lidkę na udział w kategorii nordic walking. Przygotowywałem ją do tego i trenowaliśmy razem nordic na trasie w ramach przygotowań. Natomiast ja wybrałem kategorię biegową. W ramach wpisowego otrzymaliśmy ładne i b. dobrej jakości "techniczne" koszulki biegowe. Zawody zgromadziły na starcie ponad 1000 osób. Ulokowałem się w miarę blisko w pierwszych rzędach, aby na początku nie tracić czasu na przeciskanie się między wolniejszymi zawodnikami. Tego dnia biegło mi się całkiem dobrze, ale łatwo nie było. Konkurencja była spora. Biegłem nie dla osiągnięcia konkretnego wyniku, ale po to, żeby sprawdzić swoją kondycję i możliwości, a także miło i aktywnie spędzić czas. Kategoria nordic walking wystartowała chwilę po biegaczach. Na trasie w pewnej chwili mijałem się z Lidką i dopingowałem jej do dalszego, mocnego marszu. Gdy dobiegłem na metę, zacząłem wypatrywać żony. Zauważyłem już pierwsze osoby z kijkami. Po chwili pojawiła się Lidka w pomarańczowej koszulce. Pogratulowałem jej. Osiągnęła dobry rezultat w swoim debiucie, a trenuje od niedawna. Czas: 43:30, miejsce: 38/125. Jestem z niej dumny. Natomiast mój wynik w biegu głównym to- czas: 25:43, miejsce: 90 w kat. m3 i 328 open. Po biegu odbyły się dekoracje i  losowanie atrakcyjnych nagród. Był też czas na rozmowy ze spotkanymi znajomi i kolegami z treningów. To był dobrze spędzony, aktywnie dzień. Z pewnością powrócę jeszcze na trasę Biegu Zawilca. Wszystkim, którzy jeszcze się zastanawiają i nigdy nie brali w nim udziału- szczerze polecam, naprawdę warto. 



                                 Lidka na mecie w kategorii nordic walking. Gratulacje!
                                Pamiątkowa, wspólna fotka :)

niedziela, 8 maja 2016

Mały Buczek, Wielki Buczek...8.05.2016

W niedzielę 8 maja, postanowiliśmy wybrać się z Lidką do Małego i Wielkiego Buczka w gminie Lipka. Wyjechaliśmy z Łobżenicy, a następnie drogą na Kujan. Pojechaliśmy przez las w stronę Witrogoszczy Kolonii i Stebionka. Wyjechaliśmy na szosę w Dorotowie. Na skrzyżowaniu przed Kujanem skręciliśmy w prawo i kilka kilometrów dalej do Werska- ładnej i zadbanej wsi. Dalsza jazda do piaszczyste drogi leśne. Przy kapliczce spotkaliśmy niespodziewanie panią profesor Jowitę Kęcińską- Kaczmarek, która promuje i kultywuje lokalne tradycje Krajny. W przerwie zamieniliśmy kilka zdań i pojechaliśmy dalej. Minęliśmy Wielki Buczek i dotarliśmy do Małego Buczka, gdzie w zabytkowym parku zrobiliśmy postój. Natknęliśmy się tam również na pozostałości kościoła zniszczonego podczas II wojny światowej. Niedaleko w drodze powrotnej minęliśmy malownicze doliny. Polnymi i leśnymi drogami dotarliśmy do Osowa. Dalsza droga wiodła już asfaltem przez Rudną do Łobżenicy. Dystans: 60 km, czas jazdy: 2 godz, 23 min. Teren: drogi leśne i polne oraz asfalt. Z perspektywy siodełka roweru można poznać wiele ciekawych miejsc i to niedaleko od domu. 

                                Kapliczki w lesie pomiędzy Werskiem, a Wielkim Buczkiem
                               
                                 Postój w zabytkowym parku w Małym Buczku.


                                   Zapis trasy.

sobota, 7 maja 2016

Mistrzostwa Wielkopolski w Kolarstwie Szosowym- Cyklo Piła- lotnisko.

7 maja postanowiłem wziąć udział w wyścigu szosowym na pilskim lotnisku. Była to jedna z edycji nowych zawodów Cyklo Piła współorganizowanych przez Piotra Nowackiego z Piły. Zawody rozgrywane były w ramach Mistrzostw Wielkopolski w Kolarstwie Szosowym. Bardzo lubię szybką jazdę szosówką i towarzyszące temu emocje. Poza tym to była dobra okazja po pewnej przerwie w ściganiu spotkać kolegów kolarzy. Nie nastawiałem się na uzyskanie miejsca w czołówce. Biuro zawodów usytuowano w Domku Pilota. Dodam, że lotnisko ma obecnie już całkiem inny, sportowy charakter, a dawniej było wykorzystywane w celach ściśle wojskowych. Przed właściwym ściganiem ze startu wspólnego zrobiłem jedną rundę zapoznawczą. Już na starcie  było widać po obsadzie i ich sprzęcie, że łatwo nie będzie. Pojawiły się znane w środowisku kolarzy nazwiska. Ulokowałem się, gdzieś w środkowym rzędzie. Zaznaczę, że dzielnie wspierała mnie moja żona Lidia :) . Piotr przez megafon dokładnie wyjaśnił zasady wyścigu. Ruszyliśmy. Właściwy start nastąpił z biegu po pierwszym, honorowym okrążeniu. Wówczas tempo wzrosło znacznie, tak, że poczułem palenie w płucach. Peleton podzielił się na kilka mniejszych grup. Momentami czołowy wiatr dawał się we znaki. Jazdę potraktowałem jako dobre, aktywne spędzenie czasu i sprawdzenie swojej formy. W dalszej części jazdy wiedząc, że nie osiągnę jakiegoś specjalnie wysokiego miejsca, jechałem spokojnie. Udało mi się nawet dłużej porozmawiać z jednym kolarzy z grupy. Tak razem współpracując we dwójkę, mijały nam kolejne okrążenia. Za każdym z nich na lini mety, Lidia mocno mi kibicowała :), co wyzwalało we mnie dodatkowe pokłady energii. To naprawdę działa. Wreszcie nastał czas na ostatni sprint do mety, na której były wymiany zdań kolarzy i podziękowania za dobrą jazdę. Jazda po lotnisku na zawodach szosowych była dla mnie nowym i ciekawym doświadczeniem. 

                                W oczekiwaniu na ściganie po lotnisku w Pile.

                                 Moja żona Lidia dzielnie wspiera mnie w sportowej pasji kolarstwa.

wtorek, 3 maja 2016

Szwajcaria Kiełpińska szlakami maratonu w Krzywej Wsi, czyli kolarska majówka cz. 3

Trzeci dzień majówki (3 maja) postanowiliśmy z Lidką udać się w okolice Krzywej Wsi oraz pojeździć rowerami trasami tzw. Szwajcarii Kiełpińskiej. Trasy te znane mi są dobrze z wcześniejszych lat, gdzie trenowaliśmy z kolegami. Warto dodać, że w latach 2013- 2014 odbywał się tam Krajna Maraton MTB, w którym licznie uczestniczyli kolarze z całego kraju. Wspomnę, że mieszkańcy bardzo miło przyjęli wówczas kolarzy. Wracając do majówki, jazdę rozpoczęliśmy w centrum wsi przy świetlicy wiejskiej. Następnie pojechaliśmy szybkim zjazdem. Po pewnym czasie minęliśmy gospodarstwo agroturystyczne państwa Furman. Dalej jechaliśmy polną drogą do Kiełpina. Skręciliśmy w lewo w brukowaną drogę. Kolejny fragment drogi prowadził krętym zjazdem do lasu. Tamtejsze szutrowe sekcje pokonywane dużą prędkością dają dużo frajdy z jazdy. Trasę trochę skróciliśmy i zmodyfikowaliśmy względem tej z zawodów. W dalszej części jazdy wybraliśmy prostą leśną drogę w kierunku szosy na Lędyczek. Po dłuższej jeździe wjechaliśmy na asfalt. Stamtąd już pojechaliśmy z powrotem do Krzywej Wsi. Czekał na nas jeszcze dłuższy, asfaltowy podjazd. To była udana jazda, jednymi z ładniejszych i ciekawych tras mtb w powiecie złotowskim.

                                Tradycyjne pozowanie ;)                  

                                 Lidka poznaje trasy MTB w okolicach Krzywej Wsi
                                 Nasza trasa (kliknij, aby powiększyć)

poniedziałek, 2 maja 2016

Dolina Rurzycy i okolice Wałcza na rowerach, czyli kolarska majówka cz. 2

Drugi dzień majówki (2 maja) z Lidką również spędziliśmy aktywnie, czyli ponownie na rowerach. Tym razem naszym celem była Dolina Rurzycy. Rozpoczęliśmy w Wałczu. Pierwszy fragment trasy miałem zamiar pojechać trasą z wyścigów MTB z dawnych lat. W okolicy bunkrów i skansenu sprzętu wojskowego trochę się zakręciliśmy. Przy pomocy gps- u trafiliśmy na właściwą ścieżkę. Zamierzaliśmy dotrzeć nad Jezioro Krępsko. Początek nie był zbyt łatwy ani przyjemny. Było ciepło i świeciło słońce. W lesie natrafiliśmy na prawdziwe duże "piaskownice" na kilku kilometrach trasy. Mój rower mtb dobrze sobie radził w takich warunkach. Natomiast Lidka na swoim trekkingu miała chwilami dość i stwierdziła jednoznacznie, że nigdy więcej nie będzie jeździła już po takim dużym piachu. Droga była dość nudna, gdyż nic się nie zmieniało Jadąc długo lasem, dotarliśmy do szosy w okolicach Czechynia. Tam po kilku szybkich kilometrach wjechaliśmy znowu w las. Dotarliśmy do trzech jezior Krępsko: Małe, Średnie i Duże. Postanowiliśmy dotrzeć do Kamienia Papieskiego  przy tzw. Wrzosach. Wspomnę, że w latach 70-tych bywał tam nasz papież Jan Paweł II. Trochę pobłądziliśmy, gdyż zawsze jeździłem tam wiele razy od drugiej strony: od Ptuszy i Płytnicy, a od Wałcza pierwszy raz. W końcu dotarliśmy do Kamienia, gdzie zrobiliśmy oczywiście pamiątkowe zdjęcia. Pora była już wracać, a byliśmy już dość zmęczeni. Szutrówką dojechaliśmy do Trzebieszek, skąd drogą krajową 22 przez Szwecję pojechaliśmy do Wałcza. Na tej drodze nie było ani przyjemnie ani bezpiecznie wśród tirów i dużego ruchu, ale przynajmniej szybko wróciliśmy z powrotem do samochodu. Zrobiliśmy tego dnia łącznie ok. 55 km. Wyjazd był wymagający kondycyjnie i wart przejechania rowerem rezerwatu Dolina Rurzycy.

               Nasza trasa (kliknij, aby powiększyć).

              Gdzieś na trasie w Dolinie Rurzycy.

              Okolice Jeziora Krępsko.

              Przy Kamieniu Papieskim.

niedziela, 1 maja 2016

Wokół Jeziora Wdzydze na rowerach, czyli kolarska majówka cz.1

Majowy długi weekend postanowiliśmy z Lidką spędzić aktywnie, czyli "w siodle" na rowerach. W pierwszym dniu (1 maja) naszym celem były Kaszuby, a dokładnie Jezioro Wdzydze i Wdzydzki Park Krajobrazowy. Wspomnę, że bywałem już tam kilkukrotnie na rowerach i poznałem tamtejsze ciekawe szlaki. Rozpoczęliśmy w miejscowości Wiele, skąd asfaltową drogą jechaliśmy do Borska. Początek był dosyć wietrzny i chłodny, a na szczęście pogoda poprawiała się. W Borsku widać było w całej okazałości Jezioro Wdzydze, nazywane również Kaszubskim Morzem. Pojechaliśmy brzegiem, miejscami było MTB po piachu i korzeniach, a Lidka dobrze sobie radziła. Z Wdzydz Tucholskich kierowaliśmy się oznakowanym szklakiem rowerowym wzdłuż brzegu. Jadąc ścieżkami było ciekawie i malowniczo, a pejzaż Kaszub nie pozwalał się nudzić. Kilka razy zatrzymaliśmy się na przerwę, żeby się posilić. Mijając ośrodki wypoczynkowe z domkami letniskowymi schowanymi w lesie dotarliśmy do Gołunia. W pobliżu minęliśmy bar "Ostoja", w którym byłem w 2013 r., a miał klimat lat 80- tych ;). Tym razem był zamknięty. Jeszcze parę kilometrów i dotarliśmy do celu naszej podróży, czyli Wdzydz Kiszewskich. Przed tablicą miejscowości oczywiście pamiątkowa fotka. Sama miejscowość ma charakter typowo turystyczny z dobrze rozwiniętą infrastrukturą wypoczynkową. Nad Wdzydzami góruje wieża widokowa, która jest punktem charakterystycznym. Na pamiątkę z Lidką kupiliśmy magnes na lodówkę. Tak postanowiliśmy, że będziemy kolekcjonować w ten sposób nasze "wojaże". Po zjedzeniu gofrów popitych kawą i rozejrzeniu się po okolicy, rozpoczęliśmy naszą powrotną podróż do Wiela, gdzie zostawiliśmy samochód. Tym razem wybraliśmy szybszą opcję szosową. Tempo było dobre chociaż byliśmy już trochę zmęczeni. Na ostatnich 20 km podłączyliśmy się do dwóch młodych turystów z sakwami, którym "powoziliśmy się na kole". Ogółem przejechaliśmy ponad 50 km w zróżnicowanym terenie. To był udany wyjazd i aktywnie spędzony dzień z Lidką, która załapała bakcyla tzw. "cyklozy" ;). Z pewnością Kaszuby mają duży potencjał dla kolarzy tak dla szosowych jak i mtb. Do tego można tam szybko dojechać z północnej Wielkopolski (skąd pochodzę) i Pomorza. 

                 Nasza trasa. (kliknij, aby powiększyć)                        

                 Dotarliśmy do celu.

                Tradycyjne "selfie" z Lidką :)

                  We Wdzydzach Kiszewskich.

                   Przy wieży widokowej.