W
maratonie MTB w Wieleniu biorę udział nieprzerwanie od 2007 roku.
Trasa bardzo dobrze mi znana, niby łatwa, ale dość męcząca i nie
dająca ani chwili na odpoczynek. Na ostatniej edycji wybrałem
dystans mini 34 km, gdyż po południu tego samego dnia miałem w
Pile „czasówkę” na szosie. Sławek z Andrzejem Tomasem startują
wcześniej, pierwszy raz na dystans giga 100 km. Na linii startu
redaktor Piotr Kurek przeprowadza ze mną wywiad :),
któremu obiecuję, że dam z siebie wszystko na zawodach. Po
wyjeździe ze stadionu następuje szybki odcinek drogi asfaltowej, na
którym tempo wynosi ok. 50 km/h. Trzeba dobrze się ustawić w
czołowej grupie przed wjazdem w prawo do lasu. Tak też robię.
Cisnę do oporu, żeby nie odpuścić nikomu koła. Procentuje
dynamika jazdy wypracowana w treningach na szosie. Po około 8 km
czuję, że na zakrętach wynosi mi tylne koło. Niestety, to opona
jest coraz bardziej miękka… Jestem zmuszony stanąć i zmieniać
dętkę. Teraz wiem, że już po zawodach, bo na dystansie mini
defekt wyklucza osiągnięcie dobrego rezultatu. Mijają mnie grupy
kolarzy, a niektórzy z nich dodają mi otuchy życząc powodzenia. W
końcu wracam na trasę, jadę już treningowo dla przyjemności, ale
trzymam mocne tempo. Dochodzę stopniowo poprzedzających mnie
zawodników. W ten sposób mijają bardzo szybko pokonywane kilometry
znajomej i fajnej trasy. Ostatni fragment przed wjazdem na pole
wjeżdżam jako pierwszy z grupy. Na samym stadionie wyprzedzam
jeszcze kilka osób. Po krótkim ogarnięciu się na mecie, szybko
pakuję rower do auta i jadę do Piły na kolejne zawody, tym razem
szosowe…
Wynik:
97/188 open, 31/54 w kat. M3, czas: 1:26:57
WYNIKI
WYNIKI
Przed startem. Od lewej: Sławek, Andrzej Tomas i ja (Marek) |
Gdzieś w lesie na trasie... |
Ostatnia runda na stadionie tuż przed metą. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz