Akcesoria rowerowe

niedziela, 30 września 2012

Wrześniowy trening: 29-30.09.2012

Wykorzystując dobrą słoneczną, pogodę w ostatnich dniach września postanowiliśmy ze Sławkiem i Andrzejem przejechać w weekend dłuższe trasy w naszych okolicach. Naszym zamiarem był przejazd już spokojniejszym tempem ze względu na kończący się sezon startowy. W trakcie dwóch dni zaczynając od Złotowa przejechaliśmy ok. 160 km. Miejsca przez które jechaliśmy to m.in.: Krajenka, Plecemin, Jezioro Krępsko i Kamień Papieski, Tarnówka, Ptusza, Jastrowie, Brzeźnica oraz okolice rzeki Gwdy.  Jak to zwykle bywa adrenalina czasami poniosła i były także akcenty typowo interwałowo- wyścigowe ;). Pogoda słoneczna i  sprzyjająca, chociaż rano trochę zimno, a na odkrytym terenie wiał wiatr. Odcinki szosowo- szutrowe oraz leśne ścieżki. Wspomnę, że drugiego dnia na odcinku Plecemin- Tarnówka, w środku lasu trafił się nam dłuższy, piaszczysty odcinek, przygotowywany pod budowę drogi, co nas trochę zaskoczyło. Rowery zapadały się i jechały jak przyklejone do podłoża, a opory jazdy były znaczne. Podsumowując to były dwa, fajnie spędzone dni na rowerze mtb (29'er).

Część trasy wiodła odcinkami asfaltowymi, gdzie podkręcałem tempo jazdy na 29'erze;)
Nad jeziorem Krępsko, w pobliżu Kamienia Papieskiego
Na drzewach widać już jesień.

Nad rzeką Gwdą niedaleko Tarnówki
Jadąc leśnymi ścieżkami można było się natknąć na pajęcze sieci...
Przebudowywany odcinek drogi w środku lasu między Pleceminem a Tarnówką
Zdjęcia: Sławek, archiwum własne

poniedziałek, 24 września 2012

Łopuchowo- Finał Grand Prix Wlkp. w Maratonach MTB- 23.09.2012

W niedzielę 23 września wziąłem udział w Finale Grand Prix Wielkopolski w Maratonach MTB. Ostatnie zawody, które odbyły się w Łopuchowie koło Murowanej Gośliny zgromadziły wielu znanych i dobrych zawodników. A teraz streszczenie ode mnie. Tradycyjnie wybieram dystans mega (64 km), liczący tutaj 2 pętle po 32 km. Tego dnia rankiem jest zimno, ale za to dopisuje słońce. Mam szczególną motywację, gdyż są to ostatnie zawody, forma dopisuje i co ważne płaski, „szosowy” profil trasy mi bardzo odpowiada. Poza tym chcę przetestować mojego 29’era po zmianie napędu na 2x10. Redaktor Piotr Kurek przeprowadza ze mną krótki wywiad. Około godz. 10:45 ustawiam się w drugim sektorze startowym na stadionie. Obok mnie Gizela i kilku znajomych kolarzy, m.in. Wiesław Fidurski ze złotowskiego „Drogowca”. Sławek startuje 30 min. później na dystansie mini. Jakoś jestem dziwnie spokojny i nie czuję charakterystycznego napięcia przed startem do maratonu. Po głośnej salwie armatniej ruszamy odcinkiem asfaltowym, gdzie udaje mi się wypracować dość dobrą pozycję. Zimne powietrze pali w płuca. Systematycznie przebijam się do przodu. Niedaleko z przodu widać ścisłą czołówkę, w której są byli zawodowi szosowcy. Na początek nadają naprawdę bardzo mocne tempo. W grupie, w której jadę niestety nie jesteśmy w stanie ich dogonić, gdyż nie wszyscy kwapią się do zmian, albo są one bardzo słabe. Szkoda, że nie ma solidnej współpracy, a samodzielnie nie jestem w stanie tego dokonać. Gdybym spróbował ucieczki i tak by nic to nie dało, bo zostałaby natychmiast skasowana. Stąd też jadę w grupie, która trzyma stałe, mocne tempo. Jedziemy w ok. 8 osób ( w tym 2 z mojego teamu) po płaskim terenie. Każdy stara się nie odpuścić koła poprzedzającego kolarza. W kilku miejscach są lekkie wzniesienia i trochę piachu, czego prawie nie odczuwam. 29’er daje przewagę w takich momentach. W ten sposób po 42 minutach szybko mija pierwsze okrążenie. Drugie okrążenie jest jeszcze łatwiejsze, bo wiemy w których miejscach czego się spodziewać. Przez ostatnie 10 km każdy zachowuje zdwojoną czujność, co przypomina mi zawody szosowe. To przez specyfikę płaskiej trasy. Gdzieś odpadają od nas 3 osoby. Na ostatnim kilkuset metrowym odcinku dojazdowym do stadionu, jeden z najmłodszych zawodników z naszej grupy, który w ogóle nie dawał zmian nagle rozpoczyna sprint. Tego się właśnie po nim spodziewałem. Jeszcze fragment po trawie i wjeżdżam jako czwarty z grupy. Nawet nie jestem specjalnie zmęczony maratonem, który minął bardzo szybko. Sprzęt spisał się doskonale. Podsumowując, osiągnięty wynik był moim najlepszym rezultatem w cyklu GP Wlkp. w Maratonach MTB w sezonie 2012, z czego powinienem się cieszyć, ale jednocześnie pozostał pewien niedosyt z powodu opisywanej słabej współpracy w grupie. Samą imprezę w Łopuchowie po zawodach, oceniam jako sympatyczne spotkanie w kończącym się stopniowo sezonie.
Wynik: czas 2:09:36, miejsce open 26/128, kat. M3: 8/44

WYNIKI


Na zawody przyjechało wielu zawodników z całej Wielkopolski, stąd też kolejka do biura zawodów
Widok z drugiego sektora startowego


Start dystansu mega przy salwie armaty

Początek zaczął się bardzo szybkim tempem na asfalcie


Pierwsze okrążenie

Ostatnie metry przed metą
Po zawodach trochę pochlapany błotem...
...  ze Sławkiem (w środku) oraz Wiesławem Fidurskim z LKS Drogowiec Złotów (z prawej)

Zdjęcia: archiwum własne, XC-MTB.info- Rafał Przybylski, Sławek

środa, 19 września 2012

VI Otwarte Mistrzostwa Piły w Kolarstwie Szosowym 15-16.09.2012

Dzień I- Jazda Indywidualna na czas.

W pilskich, szosowych zawodach wziąłem udział po raz trzeci. Tym organizatorzy zlokalizowali je w centrum miasta, dzięki czemu stały się bardziej medialne i dostępne dla kibiców. Biuro zawodów ulokowano przy hali sportowej MOSiR-u. A teraz kilka słów ode mnie. Na sobotnią „czasówkę” (11 km) po Pile przyjeżdżam prosto z zawodów mtb w Wieleniu. Pierwszy raz zdarza mi się zaliczyć 2 wyścigi jednego dnia. Spotykam wielu kolegów z treningów i zawodów szosowych. Widać też znanych czołowych zawodników w kraju z kategorii elita i masters. Odbieram fajny pakiet startowy, sprawdzam sprzęt i jadę z kilkoma kolarzami na rozpoznanie trasy. Zawodnicy startują w odstępach 1- minutowych, niektórzy z nich mają bardzo wysokiej klasy rowery jak z Pro Touru i kosmiczne kaski. Mój start zaplanowano na godz. 16.06, to dobrze, bo przynajmniej odpoczywam po Wieleniu. Przychodzi czas na mnie, ostatnie odliczanie i jazda po ulicach Piły. Początek to kilka zakrętów i nawrót przy większym rondzie na ulicy Warsztatowej, po czym następuje podjazd. Ważne jest umiejętne składanie się w zakręty, tak aby nie wytracać za dużo prędkości. Momentami jest to ryzykowne. A tutaj liczy się każda sekunda… Teraz jazda prostym i gładkim odcinkiem ulicą Koszalińską. Jestem mocno rozpędzony. Drugi nawrót. Zostało ok. 4 km. Następuje kolejny, długi podjazd i do tego jeszcze z czołowym wiatrem. Jest ciężko… Wstaję z siodełka i jadę na twardych przełożeniach. Po pewnym czasie mijam bramę mety przy hali sportowej. Nie jestem do końca zadowolony z tej jazdy. Mogło pójść lepiej. To była moja pierwsza „czasówka” po mieście. Nowe doświadczenie i wrażenia ciekawe.
Czas- 18:23, 39/82 miejsce open, 9/15 w kat. M3

Dzień II- Wyścig ze startu wspólnego.
Start i metę ulokowano na ulicy Mickiewicza. Trasę poprowadzono po 9 rundach o długości 7 km. O godz. 11.30 zgodnie z programem ruszamy całym peletonem na rundę zapoznawczą trasy, po czym stajemy na linii startu. Po chwili ruszamy bardzo mocnym tempem. Trzeba bardzo uważać na początku, bo jadą kolarze o różnych umiejętnościach, a o wypadek nietrudno. Staram się być czujny szczególnie przy wejściach w zakręty. Na ulicy Koszalińskiej w pewnym momencie osiągamy prędkość ponad 70 km/h. Trasa ciekawa, fragmentami trudna, a przy tym interwałowa. Zakręty o 90 stopni na których trzeba mocno zwalniać, kilka podjazdów, zjazdów i rond. Tempo i styl jazdy można porównać do zawodów xc w mtb. Peleton po pierwszym okrążeniu się rozciąga. Moja część peletonu objeżdża dookoła prawidłowo duże rondo, które mogliśmy pojechać na skróty, skręcając od razu w lewo. Ten „błąd” powoduje że nie możemy dogonić już zasadniczej, czołowej grupy. Jadąc tak początkowo w około 7 osób dajemy sobie zmiany, do których niestety nie wszyscy są skorzy. Ja staram się dawać jak najmocniejsze zmiany, a niektórzy dają takie słabe i krótkie licząc na przewiezienie się na kole… W momencie przejeżdżania każdego okrążenia kibice nas dopingują, a spiker komentuje nasz przejazd. W pozostałych częściach Piły mieszkańcy także nam kibicują. To fajne uczucie mieć możliwość ścigania się po pustych i zabezpieczonych przez organizatora ulicach. Gdy zostają do końca 2 okrążenia, zachowuję zdwojoną uwagę, w szczególności na podjazdach, żeby nikt nie próbował mi odjechać. Kontroluję sytuację na przedzie. Wiem, że zaraz rozpocznie się sprint i muszę wykazać się refleksem. Na ostatnich kilkuset metrach następuje sprint. Cisnę do oporu rzucając na boki rowerem. Słyszę jak spiker mówi, że wjechałem pierwszy z mojej grupy. Z zajętego miejsca i czasu jestem średnio zadowolony. Jednakże pierwszy raz jechałem w tego typu zawodach szosowych, a jego przebieg traktuję jako nowe doświadczenie. W przyszłym sezonie muszę więcej jeździć w takich wyścigach. Warto było wziąć udział w dobrze zorganizowanych Szosowych Mistrzostwach Piły.


W pilskich zawodach szosowych wzięło udział wielu znajomych kolarzy


Na czele grupy.
Kibice przy trasie dopingowali kolarzy
Sprint do mety.

wtorek, 18 września 2012

Wieleń MTB- Michałki 15.09.2012.

W maratonie MTB w Wieleniu biorę udział nieprzerwanie od 2007 roku. Trasa bardzo dobrze mi znana, niby łatwa, ale dość męcząca i nie dająca ani chwili na odpoczynek. Na ostatniej edycji wybrałem dystans mini 34 km, gdyż po południu tego samego dnia miałem w Pile „czasówkę” na szosie. Sławek z Andrzejem Tomasem startują wcześniej, pierwszy raz na dystans giga 100 km. Na linii startu redaktor Piotr Kurek przeprowadza ze mną wywiad :), któremu obiecuję, że dam z siebie wszystko na zawodach. Po wyjeździe ze stadionu następuje szybki odcinek drogi asfaltowej, na którym tempo wynosi ok. 50 km/h. Trzeba dobrze się ustawić w czołowej grupie przed wjazdem w prawo do lasu. Tak też robię. Cisnę do oporu, żeby nie odpuścić nikomu koła. Procentuje dynamika jazdy wypracowana w treningach na szosie. Po około 8 km czuję, że na zakrętach wynosi mi tylne koło. Niestety, to opona jest coraz bardziej miękka… Jestem zmuszony stanąć i zmieniać dętkę. Teraz wiem, że już po zawodach, bo na dystansie mini defekt wyklucza osiągnięcie dobrego rezultatu. Mijają mnie grupy kolarzy, a niektórzy z nich dodają mi otuchy życząc powodzenia. W końcu wracam na trasę, jadę już treningowo dla przyjemności, ale trzymam mocne tempo. Dochodzę stopniowo poprzedzających mnie zawodników. W ten sposób mijają bardzo szybko pokonywane kilometry znajomej i fajnej trasy. Ostatni fragment przed wjazdem na pole wjeżdżam jako pierwszy z grupy. Na samym stadionie wyprzedzam jeszcze kilka osób. Po krótkim ogarnięciu się na mecie, szybko pakuję rower do auta i jadę do Piły na kolejne zawody, tym razem szosowe…

Wynik: 97/188 open, 31/54 w kat. M3, czas: 1:26:57

WYNIKI
Przed startem. Od lewej: Sławek, Andrzej Tomas i ja (Marek)
Gdzieś w lesie na trasie...

Ostatnia runda na stadionie tuż przed metą.

poniedziałek, 10 września 2012

Maraton MTB Koło- czyli "jazda w koło w Kole"- 9.09.2012

9 września w niedzielę udałem się do miejscowości Koło (woj. wielkopolskie) na kolejną, siódmą już edycję Bikecross Maraton MTB. Lokalizacja biura zawodów usytuowana bardzo ciekawie w pobliżu średniowiecznego zamku nad Wartą. Miłym dodatkiem był pakiet startowy zawierający bidon, skarpetki kolarskie oraz...wrzos w doniczce.Wybrałem dystans mega (ok.56 km).  Pozycję do startu miałem bardzo dobrą, gdyż startowałem z pierwszego sektora, co zapowiadało także dobry początek zawodów. Teraz po kolei. Po tradycyjnym i ciekawym przedstawieniu poszczególnych zawodników przez redaktora Piotra Kurka, punktualnie  o godz. 11.00 słyszymy sygnał do startu. Pierwsze kilometry to bardzo szybka jazda szutrem po płaskim z odcinkami asfaltowymi i niewielkimi wzniesieniami. Wjeżdżamy w las, gdzie momentami zastajemy znaczne ilości piachu. Cisnę do oporu ile tylko mogę, zadowolony, że trafiłem z formą na dzisiaj. Jadę w mocnej grupie, która później rozpada się na dłuższym piaskowym fragmencie. Gdzieś około 30 km jadąc mocno z  zawodnikiem grupy Taris Sevroll Puszczykowo, zauważam, że jadę znowu tym samym odcinkiem maratonu. Myślę, nie, to niemożliwe, chyba to zmęczenie daje o sobie znać. Jednak rzeczywiście to prawda, mijam znane mi fragmenty. W pewnej chwili z naprzeciwka nadjeżdża zdezorientowana grupa kolarzy. Nie wiedzą jak jechać. Widzimy quada z napisem "koniec wyścigu". Dotarło wtedy do mnie, że już po zawodach i mogę zapomnieć o dobrym wyniku. No nic, jedziemy dalej i po chwili okazuje się, że wspomniany fragment powtarzamy już drugi raz. Dojeżdżam do bufetu, gdzie uzupełniam zapasy. Dostaję informację, że to 36 km, a ja mam już zrobione prawie 50 km. Po prostu "pięknie". Teraz już tylko chcę dojechać spokojnie do mety i zakończyć te zawody. W końcu wjeżdżam na otwarty teren i widzę z daleka zamek oraz bramę mety. Jestem świadomy słabego wyniku przez to błądzenie po zakrętach w lesie. Łącznie przejechałem blisko 69 km, zamiast deklarowanych przez organizatora 56 km. Na mecie spotykam koleżankę Gizelę z Northtec Bike Team, która przyjechała przede mną. Okazuje się, że zajęła I miejsce open wśród kobiet, ale Gizela również jest świadoma tego zamieszania o czym pisze w swojej relacji i że wyniki zostały w pewien sposób zniekształcone oraz wątpliwe w niektórych przypadkach.  Dodam, że wywiązała się nawet dyskusja w tym temacie na portalu społecznościowym fb, a i sami organizatorzy przyznali o problemach z oznakowaniem trasy i poprzekręcanych strzałkach, czemu sprzyjał przebieg trasy. Takich osób jak ja było więcej, co oznacza, że innych spotkały podobne "przygody".
Podsumowując: lokalizacja bardzo ciekawa, organizacyjnie też ok. Fajnie spędziłem czas i spotkałem znajomych kolarzy. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to błądzenie i "jazda w koło w Kole".
Mój wynik: 87 miejsce open, 29 w kat. M3, czas 3:00:32

WYNIKI- mega

Relacja Gizeli


Biuro zawodów usytuowano w pobliżu średniowiecznego zamku nad Wartą
Wyczekiwanie do startu...
Wśród uczestników losowano wiele nagród.

niedziela, 2 września 2012

Udana szosowa "Pętla Drawska"- Choszczno 1.09.2012

1 września 2012 r. wziąłem udział w kolejnym maratonie szosowym zaliczanym do Pucharu Polski- "Pętli Drawskiej" jak nazwano trasę maratonu. Start i meta została usytuowana w Choszcznie (woj. zachodniopomorskie). Wybrałem dystans mega, czyli 154 km. Grupy liczyły 10 osób, które startowały w odstępach 3 minutowych. Moja wystartowała o godz. 8.38. A teraz kilka słów o przebiegu zawodów, który był podobny do Łobza. Przez miasto pilotuje nas motocyklista i praktycznie już w tym momencie zostaje nas tylko trzech i to z tej samej kategorii M3: Michał Dowczyński- Kameleon Team Piła, zawodnik z Wolsztyna i ja. Od początku ciśniemy mocno prawie 50 km/h. Niedługo, po pierwszym, większym podjeździe zostaje nas tylko dwóch. Wspólnie z Michałem uzgadniamy taktykę i dajemy sobie zgodnie mocne zmiany. Wyprzedzamy z dużą prędkością startujących przed nami kolarzy, którzy próbują, ale nie utrzymują się nam na kole. Słyszę z boku komentarz: "Ale szybko jedziecie...". Odpowiadam, że w końcu to zawody. Myślę sobie, że przed nami 4 godziny jazdy i możemy się tak "zajechać" we dwóch nadając takie tempo. Jedziemy tak kilkadziesiąt kilometrów i "zbieramy" dwóch jadących przed nami kolarzy: jednego z kat. M3 z Barlinka, a drugiego z kat. M5. Proponujemy im wspólną jazdę, co daje nam chwilę wytchnienia. Zobaczymy jakie będą mieli tempo i jak długo pojedziemy razem. Okazuje się, że zebrani koledzy dają mocne, konkretne zmiany. Prędkość cały czas ponad 40 km/h. Po wyjeździe z Kalisza Pomorskiego w kierunku Drawska trasa obfituje w liczne wzniesienia i krótkie, sztywne, a przy tym strome podjazdy. Do tego aż do Łobza mamy czołowy wiatr. Po uzgodnieniach stajemy w mieście na ok. 30 sek. na bufecie, aby uzupełnić zapasy wody i żywności. Wstępują we mnie nowe siły. Po kilkunastu kilometrach wyprzedzamy dużą grupę kolarzy, którzy nie utrzymują się z nami. Kolega z Barlinka żegna się z nami i dziękuje za wspólną jazdę. Zostajemy w trójkę i zgodnie współpracujemy. Jedziemy płynnie, mocno i efektywnie. Kolega z M5 na podjazdach jest naprawdę silny. Dojeżdżamy do miejscowości Recz. Od tej chwili pozostaje nam niecałe 20 km do mety. Tutaj trzeba zachować czujność i nie pozwolić sobie na chwilę słabości, bo w końcówce można czasem dużo stracić i zmarnować dobre zawody. Tempo lekko spada, bo każdy jest już naprawdę zmęczony. Po takim dystansie nawet nie odczuwam symptomów nadchodzących skurczów, co wcześniej się zdarzało. Wjeżdżamy do Choszczna. Wiem, że walka rozstrzygnie się między mną a Michałem, który mówi, że: "mamy interes do załatwienia". Zawodnik z M5 wychodzi na prowadzenie, później Michał i ja. Jedziemy przez miasto i już jesteśmy ok. 400 metrów do mety. Ostatni, ostry zakręt w lewo, gdzie trzeba uważać na samochody i trochę zwolnić. Już widać bramę kończącą maraton i następuje sprint. Michał zostaje rozprowadzony, natomiast ja wjeżdżam tuż za nim. Tym razem to on ze mną wygrał, a tydzień wcześniej w Łobzie- ja z nim. Gratulujemy sobie wspólnej, naprawdę bardzo dobrej i mocnej jazdy. Jesteśmy zgodni co do tego, że nasza taktyka się sprawdziła i przyniosła efekty. Sprawdzamy listę wyników dystansu mega. Michał zajmuje I open i I miejsce w kat. M3. Natomiast ja tuż za nim II miejsce open na dystansie mega 154 km i II miejsce w kategorii M3. Mój czas: 4:14:43. To był naprawdę udany maraton szosowy obfitujący w kolarskie emocje oraz akcje na ciekawej trasie "Pętli Drawskiej".

WYNIKI

Na lini startu (ja w środku).

Na mecie.
Z pamiątkowym medalem i dyplomem.
Ceremonia dekoracji.
Od lewej: Maciej Walczak (UKS Sportowiec Piła)- dystans mini 96 km oraz startujący na dystansie mega 154 km: Michał Dowczyński (Kameleon Team Piła) i ja- Marek Dereszkiewicz (Goggle Pro Active Eyewear)- Złotów