Akcesoria rowerowe

czwartek, 25 lipca 2013

Bike Adventure 4-7.07.2013, czyli czterodniowa przygoda MTB w Karkonoszach i Izerach.

Decyzję o udziale w etapówce Bike Adventure (BA) 2013 podjąłem już na początku roku. Dodam, że nigdy wcześniej nie startowałem w tego typu imprezie. Chciałem pojechać w czymś nowym niż „zwykłe” standardowe maratony mtb. Poza tym do udziału skłoniła mnie również ciekawie opracowana przez organizatora trasa oraz dobra logistyka zawodów, tzn., że każdy etap zaczynał i kończył się w tym samym miejscu, czyli w Piechowicach k. Jeleniej góry. Wybrałem wariant „pro” z 4 górskimi etapami liczącymi ponad 60 km każdy. Tygodnie poprzedzające zawody ćwiczyłem wytrzymałość i pokonywałem dłuższe dystanse, żeby sprostać trudom zmagań. Ważna była przy tym skuteczna regeneracja. Pierwszy dzień BA powitał nas pochmurnym niebem. Początkowe kilometry to asfaltowo szutrowy- podjazd, który rozciągnął stawkę. Po pewnym czasie zaczął padać intensywny deszcz, przez co warunki jazdy zmieniły się diametralnie, co stanowiło nie lada wyzwanie zarówno dla kolarzy jak i umęczonego sprzętu. Masy błota, korzenie, głazy i luźne kamienie, szutry czy spływające strumienie stanowiły tego dnia bezustanny element trasy. Do tego suma przewyższeń sięgająca 2100 m. Zjazdy, które zwykle możnaby spokojnie pokonać sprawiały momentami problem, gdzie o upadek było łatwo. Niewprawieni zawodnicy w szybkim i technicznym pokonywaniu stromych i niebezpiecznych zjazdów mieli czasem trudności. Niektórzy przypłacili to bolesnymi upadkami i kontuzjami. Cały czas przez godziny wyścigu, jazda wymagała nieustannego skupienia co było wyczerpujące, a mięśnie i ręce sztywniały. Drugiego dnia pogoda znowu nie wyglądała optymistycznie, a całą noc równo padało. Zapowiadał się jeszcze trudniejszy etap w kierunku Karpacza. Ten dzień miał być testem dla kondycji jak i sprzętu. Krótko po starcie (każdego dnia z innej części Piechowic) i podjeździe, rozpoczęło się bardzo strome zejście po głazach wielkości przysłowiowych telewizorów. Prowadzić rowery musieli wszyscy. W pewnej chwili zobaczyłem kość piszczelową i zażartowałem do idących obok zawodników, że to pewnie szczątki kolarza, który próbował tutaj zjechać. Na 21 km zobaczyłem Sławka wymieniającego dętkę. Zapytałem go w czymś pomóc, a po chwili usłyszałem syk z mojej opony. Okazało się, że obydwaj rozcięliśmy dętki w tym samym miejscu na betonowym przepuście. Sławek pomógł mi przy szybkiej zmianie dętki i ruszyliśmy dalej długim i stromym podjazdem. Kolejna część etapu równie ciężka i charakterystyką bardzo podobna jak z poprzedniego dnia. Końcówka to single tracki w mega błocie, które było wszędzie, a byłem coraz bardziej wprawiony w jego szybkim pokonywaniu. Udało mi się tam wyprzedzić jeszcze kilku wymęczonych kolarzy. Nagle na małej polanie pojawiła się meta, którą powitałem z ulgą, ale i satysfakcją pokonania tak trudnego odcinka. Zjechaliśmy do Piechowic na stadion, aby umyć rowery i siebie samych lepiących się od warstwy błota. Ten dzień był bardzo wyczerpujący. Obejrzałem klocki hamulcowe i były już praktycznie wytarte do gołej blachy. Całe szczęście, że miałem 2 nowe pary na zapas. Kolejny trzeci dzień BA to już zupełnie inna słoneczna pogoda i charakterystyka trasy. Ucieszyła mnie zapowiedź, że będzie łatwiej technicznie i mieliśmy wjechać w Izery. Etap rozpoczął się szutrowym podjazdem w Podgórzynie. Noga tego dnia dobrze podawała. Podczas pokonywania znanych mi fragmentów trasy wracały mi wspomnienia z pobytu w tych rejonach podczas aktywnego urlopu w 2011. Wśród tych miejsc były m.in. nieczynna kopalnia kwarcu „Stanisław”, „Zakręt Śmierci”, „Wysoki Kamień”, okolice wodospadu „Szklarki”, zjazd tunelem do mety, długie szutrowe zjazdy i podjazdy oraz wiele innych fragmentów, których nie sposób nazwać, a pozostają na długo w pamięci. Pokonywanie tego etapu stanowiło dla mnie czystą przyjemność, a do tego było sucho i słonecznie w odróżnieniu od poprzednich dni. Ostatnie kilometry to błotna część trasy, które stanowiło już stały element BA. Czwarty i ostatni etap rozpoczął się wcześnie o godz. 10. również w Podgórzynie. Myślałem, że na koniec będzie łatwiej, ale tak nie było. Pierwsza część trasy miała charakter interwałowy i wiodła po lesie singletrackami po śliskich korzeniach i kamieniach, co wymagało nieustannego skupienia. Wyprzedzać za bardzo się nie dało, a co bardziej wprawieni w technice jazdy kolarze jadący za plecami rwali się do wyprzedzania. Przyznam, że nie przepadam za czymś takim, dlatego po pewnym czasie z ulgą powitałem długi szeroki podjazd. Dużą frajdę sprawiały szerokie i długie zjazdy na których osiągałem chwilami prędkość ponad 60 km/h. Końcówka to znowu duże błoto, ale na szczęście na krótkim fragmencie i wjazd tunelem na metę na stadionie w Piechowicach.
To co opisałem powyżej to zaledwie duży skrót tej niezapomnianej przygody MTB, podczas której wiele się działo, a każdy dzień wnosił coś nowego.
Podsumowując jestem bardzo zadowolony z udziału w Bike Adventure 2013, pomimo, że osiągnięty przeze mnie wynik w klasyfikacji generalnej jest daleki od ideału: 100 open, 41 w kat. M3, czas łączny:17:51:50. Jednocześnie dopisała mi wcześniej wypracowana wytrzymałość długodystansowa i nie miałem np. problemów z kurczami mięśni czy z narastającym zmęczeniem. Podczas BA jechałem bez presji wyniku i bez zbędnej „napinki”. Co najważniejsze, spędziłem aktywnie urlop na sportowo, do tego poznałem nowe koleżanki i kolegów kolarzy, z którymi mieszkałem w naszej kwaterze kolarskiej w Sobieszowie. Wsród nich byli: z teamu XC-MTB.info: Marek Snuszka (Poznań) i Marek Salamon (Kalisz) oraz z Sport- Profit z Wrocławia: Katarzyna Grandzicka, Joanna Welke i Marcin Dykas. Na BA był z nami obecny szef teamu i redaktor naczelny XC- MTB.info- Rafał Przybylski, który na bieżąco relacjonował zawody w Internecie, a jednocześnie sam był ich uczestnikiem i dlatego tutaj dla niego słowa uznania. Bike Adventure 2013 wniosło wiele ciekawych doświadczeń do mojej kolarskiej „kariery”. Ponadto bardzo dzielnie spisał się sprzęt na którym jechałem, czyli Kross Level B9 29’er. Pomimo mas błota wszystko w nim działało idealnie i mnie nie zawiódł. Pierwszy raz przyszło mi się zmagać z etapówką mtb i to początkowo w tak ciężkich warunkach na ciekawej trasie. Warto było pokonać te trudy, a satysfakcja i chwile są niezapomniane. To była tytułowa czterodniowa przygoda MTB w Karkonoszach i Izerach.
W przyszłości chciałbym również wziąć udział w tego typu imprezie.

A poniżej fotogaleria w dużym skrócie:




Fot.: archiwum własne, Rafał Przybylski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz