Akcesoria rowerowe

wtorek, 30 lipca 2013

Blisko podium, czyli 4 miejsce MTB w Potulicach k/ Nakła- 28.07.2013.

W minioną niedzielę 28 lipca postanowiłem wziąć udział w zawodach MTB organizowanych w Potulicach pomiędzy Nakłem a Bydgoszczą. Zawody te anonsowane były jako III Wojewódzkie Mistrzostwa Amatorów w Kolarstwie Górskim. O maratonie tym słyszałem z relacji Sławka i Andrzeja, którzy jechali w nim podczas sezonu 2012. Teraz również się zjawili. W internecie skromne informacje o Potulicach, ale wszystko co potrzebne zamieszczono. Tego dnia była upalna, duszna pogoda bez ani jednej chmury na niebie. Po prostu totalny skwar i sauna. Akurat coś takiego mi odpowiada i dobrze się wtedy czuję. Po przyjeździe na stadion , gdzie mieściła się baza wyścigu z głósników dobiegała muzyczka discopolo zespołu "Weekend". Naprawdę zaczęło się całkiem zabawnie ;) i sympatycznie.  Po prostu miła, fajna i kameralna impreza bez nadęcia i napinki. Równie miłe były panie z biura zawodów. Wybrałem dystans medio liczący 60 km, poprowadzony po dwóch okrążeniach. Sławek również. Andrzej wybrał mini, które inaczej niż na innych zawodach wystartowało 10 minut przed nami. Początek trasy to fajny singiel przez leśne wertepy. Następnie dwa dłuższe podjazdy po dużych połaciach piachu i bruku. Kolejna część trasy to leśne, polne i szutrowe ścieżki. Taki profil trasy właśnie mi odpowiadał tzn. niezbyt trudny technicznie, nie całkiem płaski i pozwalający nabrać prędkości. Po prostu kondycyjny. I to właśnie nie przebieg trasy stwarzał uciążliwości, ale właśnie upał dochodzący do 40 stopni oraz fragmentami znaczne ilości piachu, skutecznie "przymulające" jazdę i wybijające z rytmu. Trawersowanie po piachu w palącym słońcu, skutecznie potrafiło odbierać siły. Dobrze, że wziąłem plecak z bukłakiem na wodę. Jechało mi się całkiem przyjemnie, kondycja dopisywała. ale nie ukrywam, że pod koniec byłem już wymęczony. W końcówce nikogo przed sobą nie widziałem. Dopiero po wjeździe na stadion, po którym trzeba było zrobić okrążenie, zauważyłem wjeżdżającego na metę kolarza. Trochę z obawą i ciekawy wyniku poszedłem do biura zawodów pytać o miejsce i okazało się,.... że zająłem 4 miejsce w mojej kategorii wiekowej, a do podium zabrakło mi...27 sekund. Na takiej trasie to niewiele, a jednak. No cóż taki jest sport. Ale mam przynajmniej satysfakcję, że pojechałem na maxa i dałem z siebie tyle ile mogłem tego dnia. Mój łączny czas jazdy to 2:42:21. Sławek zajął 2 miejsce w swojej kat., a Andrzej 3 miejsce w kat. na mini. Na zakończenie trzeba dodać, że organizatorzy wykonali dobrą robotę, wytyczając, znakując i zabezpieczając trasę. Jeszcze do tego smaczny makaron z mięsem i możliwość spłukania się wodą.  To był naprawdę fajny wyścig w sympatycznej atmosferze, który będę miło wspominał. Warto było wziąć w nim udział.

WYNIKI MEDIO

Wjazd na metę po 60 km jazdy w upale.

Fot.: Mikołaj Iwaszkiewicz, Sławek, www.kurier-nakielski.pl

poniedziałek, 29 lipca 2013

Trzecia 10- tka zaliczona. Bieg Lipcowy w Okonku 21.07.2013

Z racji tego, że lubię spędzać aktywnie czas, a niedaleko Złotowa w Okonku organizowany jest Bieg Lipcowy, toteż postanowiłem wziąć w nim udział. W odróżnieniu od lat ubiegłych kiedy to rozgrywano półmaraton, tegoroczny dystans wyznaczono na trasie 10 km. Bieganie traktuję jako okazjonalną formę sportu w tym w okresie pozasezonowym, gdyż jestem przecież kolarzem, dlatego bieg potraktowałem ulgowo. Z doświadczenia zauważyłem, że wspomniane 10 km jest dla mnie optymalnym wariantem w zawodach biegowych. Na starcie usytuowanym na stadionie stanęło blisko 140 biegaczy z regionu. Tego dnia doskwierał upał i duchota. Trasa początkowo wiodła ulicami, a następnie długą, prostą drogą dojazdową w kierunku dawnego poligonu. Tam wbiegliśmy w teren i zrobiliśmy pętlę leśnymi ścieżkami, co stanowiło dobre urozmaicenie. Były podbiegi, zbiegi i zakręty, tak więc nie było całkiem tak płasko i łatwo, a można było się nieźle zmęczyć. W dwóch miejscach usytuowane były bufety z wodą co było przydatne przy takiej pogodzie. Trzymałem swoje stałe tempo, aby się „nie zawiesić”. Biegło mi się całkiem dobrze i jak zauważyłem, że z każdym kilometrem było coraz lepiej. Wynika z tego, że długodystansowe treningi wytrzymałościowe okazały się skuteczne. Mógłbym tego dnia nawet przebiec jeszcze więcej, a zapasy sił pozostały. I w ten oto sposób zaliczyłem trzecie zawody biegowe w sezonie 2013.
Ostatecznie zająłem 27 miejsce w kat i 87 open z czasem 50:48. Bieg Lipcowy w Okonku był również dobrą okazją do spotkania z koleżankami i kolegami ze Stowarzyszenia Biegaczy Ziemi Złotowskiej. To był dobrze spędzony, aktywnie dzień.

WYNIKI


sobota, 27 lipca 2013

XC pod człuchowskim zamkiem, czyli IV Luiza XC Cup Człuchów 14.04.2013

W niedzielę 14 lipca wspólnie z Andrzejem wzięliśmy udział w zawodach kolarskich Luiza XC Cup w Człuchowie. To była już IV edycja tej imprezy zyskującej coraz większą renomę i przyciągającą znanych kolarzy. Zawody miały formułę cross country, czyli jazdy po okrążeniach po oznakowanej trasie. Organizatorzy przygotowali bardzo widowiskową i ciekawą trasę, wymagającą zarówno dobrej kondycji jak i dużych umiejętności panowania nad rowerem. Mieliśmy do pokonania 5 rund, każda licząca 4 km. Na starcie tego dystansu stanęło ponad 60 zawodników, co jest sporą liczbą w kolarskim wydaniu XC. Już od początku ukształtowała się czołówka prowadzących zawodników Baszty Bytów, którzy zyskiwali przewagę. Przez moment zrobił się mały tłok, gdy niektórzy kolarze pod większymi podjazdami zablokowali tych jadących z tyłu. Profil trasy nie dawał chwili wytchnienia, a doping kibiców motywował do dalszej jazdy. Za każdym okrążeniem jechało mi się co raz lepiej, a dawno nie jeździłem w XC. Do tego pierwszy raz na 29'erze w tej dyscyplinie MTB.  Ostatecznie zająłem 29 miejsce open (9 w kategorii M3), natomiast Andrzej, który zjawił się na mecie 2 minuty po mnie- 33 miejsce open (4 miejsce w kategorii M4). To był aktywnie i fajnie spędzony dzień w Człuchowie, a udział w zawodach XC daje naprawdę dużo przyjemności z jazdy.

WYNIKI

Warto było wziąć udział w człuchowskim XC. Od prawej: Andrzej i Ja.
Fot. archiwum własne

czwartek, 25 lipca 2013

Bike Adventure 4-7.07.2013, czyli czterodniowa przygoda MTB w Karkonoszach i Izerach.

Decyzję o udziale w etapówce Bike Adventure (BA) 2013 podjąłem już na początku roku. Dodam, że nigdy wcześniej nie startowałem w tego typu imprezie. Chciałem pojechać w czymś nowym niż „zwykłe” standardowe maratony mtb. Poza tym do udziału skłoniła mnie również ciekawie opracowana przez organizatora trasa oraz dobra logistyka zawodów, tzn., że każdy etap zaczynał i kończył się w tym samym miejscu, czyli w Piechowicach k. Jeleniej góry. Wybrałem wariant „pro” z 4 górskimi etapami liczącymi ponad 60 km każdy. Tygodnie poprzedzające zawody ćwiczyłem wytrzymałość i pokonywałem dłuższe dystanse, żeby sprostać trudom zmagań. Ważna była przy tym skuteczna regeneracja. Pierwszy dzień BA powitał nas pochmurnym niebem. Początkowe kilometry to asfaltowo szutrowy- podjazd, który rozciągnął stawkę. Po pewnym czasie zaczął padać intensywny deszcz, przez co warunki jazdy zmieniły się diametralnie, co stanowiło nie lada wyzwanie zarówno dla kolarzy jak i umęczonego sprzętu. Masy błota, korzenie, głazy i luźne kamienie, szutry czy spływające strumienie stanowiły tego dnia bezustanny element trasy. Do tego suma przewyższeń sięgająca 2100 m. Zjazdy, które zwykle możnaby spokojnie pokonać sprawiały momentami problem, gdzie o upadek było łatwo. Niewprawieni zawodnicy w szybkim i technicznym pokonywaniu stromych i niebezpiecznych zjazdów mieli czasem trudności. Niektórzy przypłacili to bolesnymi upadkami i kontuzjami. Cały czas przez godziny wyścigu, jazda wymagała nieustannego skupienia co było wyczerpujące, a mięśnie i ręce sztywniały. Drugiego dnia pogoda znowu nie wyglądała optymistycznie, a całą noc równo padało. Zapowiadał się jeszcze trudniejszy etap w kierunku Karpacza. Ten dzień miał być testem dla kondycji jak i sprzętu. Krótko po starcie (każdego dnia z innej części Piechowic) i podjeździe, rozpoczęło się bardzo strome zejście po głazach wielkości przysłowiowych telewizorów. Prowadzić rowery musieli wszyscy. W pewnej chwili zobaczyłem kość piszczelową i zażartowałem do idących obok zawodników, że to pewnie szczątki kolarza, który próbował tutaj zjechać. Na 21 km zobaczyłem Sławka wymieniającego dętkę. Zapytałem go w czymś pomóc, a po chwili usłyszałem syk z mojej opony. Okazało się, że obydwaj rozcięliśmy dętki w tym samym miejscu na betonowym przepuście. Sławek pomógł mi przy szybkiej zmianie dętki i ruszyliśmy dalej długim i stromym podjazdem. Kolejna część etapu równie ciężka i charakterystyką bardzo podobna jak z poprzedniego dnia. Końcówka to single tracki w mega błocie, które było wszędzie, a byłem coraz bardziej wprawiony w jego szybkim pokonywaniu. Udało mi się tam wyprzedzić jeszcze kilku wymęczonych kolarzy. Nagle na małej polanie pojawiła się meta, którą powitałem z ulgą, ale i satysfakcją pokonania tak trudnego odcinka. Zjechaliśmy do Piechowic na stadion, aby umyć rowery i siebie samych lepiących się od warstwy błota. Ten dzień był bardzo wyczerpujący. Obejrzałem klocki hamulcowe i były już praktycznie wytarte do gołej blachy. Całe szczęście, że miałem 2 nowe pary na zapas. Kolejny trzeci dzień BA to już zupełnie inna słoneczna pogoda i charakterystyka trasy. Ucieszyła mnie zapowiedź, że będzie łatwiej technicznie i mieliśmy wjechać w Izery. Etap rozpoczął się szutrowym podjazdem w Podgórzynie. Noga tego dnia dobrze podawała. Podczas pokonywania znanych mi fragmentów trasy wracały mi wspomnienia z pobytu w tych rejonach podczas aktywnego urlopu w 2011. Wśród tych miejsc były m.in. nieczynna kopalnia kwarcu „Stanisław”, „Zakręt Śmierci”, „Wysoki Kamień”, okolice wodospadu „Szklarki”, zjazd tunelem do mety, długie szutrowe zjazdy i podjazdy oraz wiele innych fragmentów, których nie sposób nazwać, a pozostają na długo w pamięci. Pokonywanie tego etapu stanowiło dla mnie czystą przyjemność, a do tego było sucho i słonecznie w odróżnieniu od poprzednich dni. Ostatnie kilometry to błotna część trasy, które stanowiło już stały element BA. Czwarty i ostatni etap rozpoczął się wcześnie o godz. 10. również w Podgórzynie. Myślałem, że na koniec będzie łatwiej, ale tak nie było. Pierwsza część trasy miała charakter interwałowy i wiodła po lesie singletrackami po śliskich korzeniach i kamieniach, co wymagało nieustannego skupienia. Wyprzedzać za bardzo się nie dało, a co bardziej wprawieni w technice jazdy kolarze jadący za plecami rwali się do wyprzedzania. Przyznam, że nie przepadam za czymś takim, dlatego po pewnym czasie z ulgą powitałem długi szeroki podjazd. Dużą frajdę sprawiały szerokie i długie zjazdy na których osiągałem chwilami prędkość ponad 60 km/h. Końcówka to znowu duże błoto, ale na szczęście na krótkim fragmencie i wjazd tunelem na metę na stadionie w Piechowicach.
To co opisałem powyżej to zaledwie duży skrót tej niezapomnianej przygody MTB, podczas której wiele się działo, a każdy dzień wnosił coś nowego.
Podsumowując jestem bardzo zadowolony z udziału w Bike Adventure 2013, pomimo, że osiągnięty przeze mnie wynik w klasyfikacji generalnej jest daleki od ideału: 100 open, 41 w kat. M3, czas łączny:17:51:50. Jednocześnie dopisała mi wcześniej wypracowana wytrzymałość długodystansowa i nie miałem np. problemów z kurczami mięśni czy z narastającym zmęczeniem. Podczas BA jechałem bez presji wyniku i bez zbędnej „napinki”. Co najważniejsze, spędziłem aktywnie urlop na sportowo, do tego poznałem nowe koleżanki i kolegów kolarzy, z którymi mieszkałem w naszej kwaterze kolarskiej w Sobieszowie. Wsród nich byli: z teamu XC-MTB.info: Marek Snuszka (Poznań) i Marek Salamon (Kalisz) oraz z Sport- Profit z Wrocławia: Katarzyna Grandzicka, Joanna Welke i Marcin Dykas. Na BA był z nami obecny szef teamu i redaktor naczelny XC- MTB.info- Rafał Przybylski, który na bieżąco relacjonował zawody w Internecie, a jednocześnie sam był ich uczestnikiem i dlatego tutaj dla niego słowa uznania. Bike Adventure 2013 wniosło wiele ciekawych doświadczeń do mojej kolarskiej „kariery”. Ponadto bardzo dzielnie spisał się sprzęt na którym jechałem, czyli Kross Level B9 29’er. Pomimo mas błota wszystko w nim działało idealnie i mnie nie zawiódł. Pierwszy raz przyszło mi się zmagać z etapówką mtb i to początkowo w tak ciężkich warunkach na ciekawej trasie. Warto było pokonać te trudy, a satysfakcja i chwile są niezapomniane. To była tytułowa czterodniowa przygoda MTB w Karkonoszach i Izerach.
W przyszłości chciałbym również wziąć udział w tego typu imprezie.

A poniżej fotogaleria w dużym skrócie:




Fot.: archiwum własne, Rafał Przybylski

piątek, 12 lipca 2013

Rowerowy Maratończyk KROSS'a

Zapraszam do przeczytania artykułu na wortalu XC-MTB.info o mojej dotychczasowej współpracy z firmą KROSS i udziale w projekcie "Rowerowy Maratończyk- trenuj z Bogdanem Czarnotą"

<Kliknij w poniższy link, aby przeczytać artykuł>
XC- MTB.info "Marek- Rowerowy Maratończyk KROSS'a



wtorek, 2 lipca 2013

O mojej współpracy z firmą Kross i trenerem Bogdanem Czarnotą.

Od momentu kiedy w styczniu zacząłem współpracę z firmą Kross i trenerem Bogdanem Czarnotą moje treningi i przygotowania do zawodów kolarskich nabrały nowego wymiaru. Profesjonalne porady i doświadczenie Bogdana powodują, że moje przygotowanie kondycyjne jest wyraźnie lepsze w porównaniu z poprzednimi sezonami. Postęp jest widoczny, nie jest to może jakiś spektakularny skok, ale systematyczny wzrost formy, gdyż jak wiadomo budowana jest ona w dłuższym okresie czasu. Zajęte miejsca jak i czasy przejazdu na tych samych trasach są lepsze w stosunku do ubiegłego roku. Kolarstwo uczy cierpliwości w budowaniu formy i nie ma tu drogi na skróty. Znacznie wzrosła moja wytrzymałość na zmęczenie podczas pokonywania długich dystansów na rowerze, a wspomnę, że startuję w maratonach mtb na dystansach mega, liczących 60- 80 km. Poprawiła się również widocznie moja technika jazdy w trudniejszym terenie. Ponadto jeżdżę również na szosie. Ważna jest oczywiście także odpowiednia suplementacja i dieta, do której się stosuję oraz regeneracja po ciężkim wysiłku. Rozpisywane, spersonalizowane dla mnie plany treningowe uwzględniają terminarz zawodów, w których biorę udział. Dzięki tym właśnie planom nie muszę opierać się tylko na własnych odczuciach, czy informacjach zasięgniętych z prasy czy internetu lecz na bardzo dobrze opracowanej indywidualne opiece trenerskiej. Ważna jest tutaj również możliwość bieżącej modyfikacji czy aktualizacji programów treningowych z powodów kondycyjnych, prywatnych czy zdrowotnych.
Ponadto oprócz dobrej formy, potrzebny jest również skuteczny sprzęt do udziału w zawodach. Z tego zadania doskonale wywiązuje się właśnie Kross Level B9 29’er, którego otrzymałem jako nagrodę od firmy Kross w wygranym konkursie „Zostań Mistrzem z Bogdanem Czarnotą”. Lekka, karbonowa rama Levela o sportowej geometrii oraz niezawodne i wytrzymałe komponenty dają wiele satysfakcji z jazdy. Level B9 wyraźnie wyróżnia się z „tłumu” i co zaobserwowałem wielokrotnie wzbudzał zainteresowanie zarówno na treningach jak i maratonach mtb, otrzymując pozytywne opinie. Rowerem tym przejechałem już naprawdę wiele kilometrów w bardzo zróżnicowanych warunkach i przetestowałem go więc w praktyce, dlatego polecam go osobom aktywnie uprawiającym sport i kolarzom regularnie biorącym udział w wyścigach.
Trening kolarza amatora jest złożoną sztuką pogodzenia wielu rzeczy. Jednocześnie osiągnięcie progresji formy i osiągania coraz lepszych rezultatów jest realne do osiągnięcia przy odpowiedniej dyscyplinie treningowej i zdrowym trybie życia. Wszystkich kolarzy amatorów, którzy poważnie traktują swoją pasję zachęcam do uprawiania sportu z opracowanym planem, co przynosi widoczne efekty.

Marek Dereszkiewicz