11
sierpnia wziąłem udział po raz drugi w zawodach szosowych w tym
sezonie. W kołobrzeskim maratonie startowałem przez minione 2 lata,
wówczas na dystansie 90 km. Z racji tego, że zacząłem jeździć
dłuższe dystanse wybrałem mega, czyli 170 km. Moja grupa liczyła
10 kolarzy. Wystartowaliśmy jako pierwsi na mega o godz. 9.10. Od
razu praktycznie została nas tylko czwórka, tak wysokie
narzuciliśmy tempo. Gdy dałem zmianę w mieście miałem przez
chwilę na liczniku 53 km/h. Pomyślałem, że będzie dobrze, bo
noga podaje po urlopie treningowym w Szwajcarii. Za miastem dało się
odczuć silny wiatr jak to zwykle w Kołobrzegu. Trzeba było
ustawiać się w wachlarz, tak żeby jadący z tyłu miał jeszcze
miejsce do osłony. Ustaliliśmy, że będziemy się zmieniać na
krótko, aby tempo było wysokie i nie spadało. Dochodziliśmy
zawodników startujących przed nami na giga. Na jednym z bufetów
zatrzymał się jeden z nas i została nas już tylko trójka:
zawodnik ze Szczecina, Warszawy i ja. Znam ich z maratonów szosowych
i mogłem być pewny, że pojedziemy mocno przy dobrej współpracy.
W pewnym momencie jechaliśmy wspólnie z czołówką z giga.
Wprowadziło to trochę zamieszania, było „czarowanie”,
wyprzedzanie, trochę nerwowości itp. W końcu na rozjeździe
odłączyli się od nas na swój dystans i znowu jechaliśmy sami.
Zaczęły się już kończyć zapasy płynów i żywności, dało się
odczuć zmęczenie. Ustaliliśmy zgodnie, że staniemy na najbliższym
bufecie. Tak też zrobiliśmy na 120 kilometrze. Batonik i kawałek
ciasta mogą zdziałać jednak cuda. Odzyskałem na nowo siły. Mając
w pamięci Gorzów cisnąłem do ostatnich chwil do oporu nie
pozwalając sobie na chwile zwątpienia. Zacząłem odliczać do
końcówki. Nogi już były „nabite” od wysiłku. Na ostatnim
podjeździe dostałem lekkiego kurczu uda i łydki, a za kilka minut
ukazała się meta, tym razem usytuowana przed wjazdem do centrum
miasta. Na mecie podziękowania i gratulacje z chłopakami za
pokonanie wspólnie 170 km trasy od samego początku razem.
Osiągnięty wynik 3 miejsce w kat. M3, 7 open, czas: 4:53:57. Z
udziału w zawodach jestem zadowolony, tym bardziej, że było to dla
mnie pierwsze miejsce na podium odkąd jeżdżę na szosie i to na
takim dystansie. Do tego dopisała kondycja. W maratonie na dystansie
90 km startowali też znajomi koledzy szosowcy: Andrzej Karłowicz ze
Złotowa, Adam Łucarz z Berlina i Maciej Zenka z Münster.
|
Z kolegami szosowcami, od lewej: Adam Łucarz, Maciej Zenka i ja. |
|
Na chwilę przed startem... |
|
Gdzieś w trasie... |
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz