Akcesoria rowerowe

czwartek, 29 sierpnia 2013

Wałcz- Grand Prix Wielkopolski w Maratonach MTB- 25.08.2013.

25 sierpnia w Wałczu (woj. zachodniopomorskie) odbyła się kolejna edycja GPx Wielkopolski, cyklu w którym biorę udział w tym sezonie. Hasłem maratonu mtb brzmiało „W cieniu bunkrów” ze względu na pozostałości fortyfikacji z czasów II wojny światowej. Na zawody jechałem z dobrym nastawieniem, gdyż znam od wielu lat tamtejsze tereny, w których jeździłem wielokrotnie. Poza tym profil opracowanej trasy maratonu mi odpowiadał, czyli kondycyjnie i szybko, ale nie całkiem płasko i bez trudności technicznych na zjazdach. Dodam, że tydzień wcześniej byłem na objeździe trasy, gdzie prowadzącym był Tadeusz Korzeniewski- wielokrotny mistrz Polski w przełajach i utytuowany zawodnik mtb. Sam objazd był prawdziwym i mocnym treningiem ;). Wracając do zawodów, tym razem bazę umiejscowiono w samym w Wałczu w odróżnieniu od poprzednich edycji, gdzie było to w Ostrowcu. Wybrałem dystans mega, ok. 60 km. Na starcie stanąłem w pierwszym sektorze zgodnie z klasyfikacją generalną. Miło było usłyszeć siebie wyczytanego przez redaktora P. Kurka, prowadzącego tradycyjnie imprezę ;). Pierwsze 2 kilometry to asfalt, na którym akurat dobrze się czuję w peletonie. Po chwili wjechaliśmy grupą w teren, gdzie było trochę piachu i koleiny. Przez moment zrobiło się trochę nerwowo, gdzie niektórzy mieli chwilę zawahania i zaczęli nagle niepotrzebnie mocno hamować. Dalej piach w lesie, brukowany podjazd i jazda przez pole. Jak się później okazało, w tym miejscu część zawodników została źle pokierowana przez przestawione oznakowanie i nadrobiła kilometrów. Następna część zawodów to już znane mi fragmenty leśnych ścieżek, asfaltów i Bukowa Góra, której stromizna dawała się we znaki. Odcinek- pętlę o długości 10 km należało pokonać dwukrotnie. Po jakimś czasie natrafiłem na wielu zawodników jadących dystans mini, z których mniej doświadczeni zwalniali moje tempo jazdy, szczególnie, gdy rzucało ich na piachu. Systematycznie ich wyprzedzałem, kondycja dopisywała tego dnia. Udało się wyprzedzić jeszcze kilka osób z dystansu mega, za każdym razem spoglądałem na numer zawodnika, żeby wiedzieć z jakiego jedzie dystansu i czy jest dla mnie rywalem. Końcówka to jazda po nasypie dawnej linii kolejowej, okolice bunkrów oraz fragment szosy w Wałczu. Dotarłem do mety! 
 
Czas jazdy: 2:21:14
Miejsce: 8 w kat. M3, 20 open

W klasyfikacji generalnej po Wałczu zajmuję obecnie 6 miejsce w kategorii M3.

WYNIKI MEGA

środa, 21 sierpnia 2013

Borne Sulinowo- Zlot Militarny- trening- 15.08.2013

15 sierpnia korzystając ze świątecznego, wolnego dnia, wybraliśmy się ze Sławkiem i Andrzejem do Bornego Sulinowa. Początek trasy to droga asfaltowa do Lędyczka. Następnie ścieżką- znanym nam od dawna fajnym i szybkim singletrackiem w Dolinie Pięciu Rzek do Okonka. W Okonku udaliśmy się w kierunku byłego poligonu, gdzie przy (zmodernizowanym niedawno punkcie widokowym rozpościera się piękna panorama na rozległe po horyzont wrzosowiska. Pobyt w tym miejscu za każdym razem robi wrażenie ze względu na przestrzenie, czystą naturę i brak cywilizacji. Jazda przez tamtejsze tereny zawsze jest ciekawa i ma w sobie jakąś magię. Po dotarciu do Bornego Sulinowa i zjedzeniu tam smacznego obiadu, udaliśmy się na Zlot Militarny, który się wówczas tam odbywał. Stanowiło to dobrą okazję do obejrzenia różnorakich pojazdów i ekwipunków wojskowych. Jak widać impreza z roku na rok się rozrasta, o czym świadczy liczba uczestników i zwiedzających. Drogę powrotną postanowiliśmy sobie urozmaicić i dlatego przy szosowym wyjeździe z Bornego w stronę Jastrowia skręciliśmy w lewo w leśną drogę. Jadąc poligonowymi drogami przez ciekawy rezerwat przyrody „Diabelskie Pustacie”, mijając bokiem opuszczone miasteczko Kłomino dotarliśmy do Ciosańca. Stamtąd jadąc lasami w okolicach Pniewa dotarliśmy do Borucina. Kolejny etap naszej jazdy to miejscowości: Podgaje, Tęgobór, Kamień, Nowy Dwór z metą w Złotowie. Podsumowując to był udany, aktywnie spędzony dzień. Tempo jazdy umiarkowane, momentami podkręcane interwałami ;), a przy okazji był to długodystansowy, wytrzymałościowy trening. Czas naszej wyprawy z przerwami wyniósł ok. 7 godzin. Dystans 120 km.

 Fotogaleria:

Panorama byłego poligonu i wrzosowisk w pobliżu Okonka
Główni bohaterowie wyprawy do Bornego, od lewej: Andrzej T., Sławek i Ja ;)
Zlot Militarny- Borne Sulinowo obfitował w wiele ciekawych pojazdów i akcesoriów wojskowych
Unikatowy rezerwat przyrody "Diabelskie Pustacie"
Gdzieś na leśnym szlaku na terenie byłego poligonu w Okonku.

środa, 14 sierpnia 2013

Suchy Las znowu nie taki suchy- Grand Prix Wielkopolski w Maratonach MTB- 11.08.2013

11 sierpnia kolejna edycja Grand Prix odbyła się w podpoznańskim Suchym Lesie. Jechałem tam z dobrym nastawieniem, gdyż dobrze czuję się na w miarę płaskich trasach, na których można rozwijać większe prędkości i nie ma na nich karkołomnych, technicznych zjazdów. Tradycyjnie wybrałem dłuższy wariant mega liczący jak się później okazało 84 km. Duża, rekordowa frekwencja 554 uczestników sprawiła, że start przełożono o 15 minut. Trasa została znacznie zmodyfikowana w stosunku do tych z lat ubiegłych i przebiegała w odwrotnym kierunku, co trzeba ocenić na jej plus. Startowałem z pierwszego sektora. Pierwszy kilometr to asfaltowe rozprowadzanie po ulicach i podjazd, który dokonał wstępnej selekcji. Następnie kolejny podjazd wiodący ścieżką, który kiedyś był zjazdem do mety. Na długim asfaltowym odcinku, kiedy to mocno pocisnąłem, załapałem się do mocnej grupy kolarzy. Na 4 km szybki zjazd po betonowych, krzywych płytach. Tutaj udało mi się wyprzedzić kilku zawodników, a mój 29’er szedł jak przecinak w takich warunkach. Od tego momentu zaczęliśmy jechać w 4-5 osób, zgodnie współpracując i co jakiś czas dając sobie zmiany. Przyniosło to dobre efekty, gdyż doganialiśmy stopniowo kolejnych kolarzy. Czułem, że tego dnia „noga dobrze podawała” i jest realna szansa na dobry wynik, a profil trasy akurat był pode mnie. Nie było tak płasko na sucholeskiej trasie jak dawniej, co chwilami zaskakiwało m.in. długim brukowanym podjazdem czy leśnymi krętymi odcinkami. Na jednym z leśnych podjazdów, mocnemu kolarzowi z naszej grupy pękł łańcuch. Szkoda, bo jechał mocno i był przydatny przy współpracy. Kolejny fragment to znane mi, podmokłe odcinki nad Wartą. Wjechaliśmy do Biedruska od drugiej strony asfaltowym podjazdem, skąd skręciliśmy w asfaltową drogę dojazdową na poligon. Po pewnym czasie odbiliśmy na sam poligon. Ta część trasy zaskoczyła mnie i była dużym urozmaiceniem m.in. poprzez naprzemienne hopki i czołgowe drogi pełne błota. Przez rozległe kałuże błota i wody trzeba było przejeżdżać w ciemno środkiem z rozpędu żeby w nich nie utknąć. Rower zanurzał się aż po osie. Napęd zaczął trzeszczeć niemiłosiernie. Suchy Las nie okazał się wcale taki suchy jak sugeruje nazwa miejscowości. Zostało nas trzech. Licznik wskazywał już 40 km, a mety jeszcze nie widziałem. Nie ma lekko pomyślałem… ,ale kondycja i wytrzymałość dopisywała. Po chwili wyjechaliśmy niedaleko mety. Redaktor P. Kurek wyczytał mnie, że kończę połowę dystansu ;). Szybki, zgodny postój na uzupełnienie bidonów i ruszamy wspólnie na drugie okrążenie. Mijaliśmy znane nam już fragmenty trasy. Na jednym z singletracków zauważyłem, że przodem roweru zaczyna rzucać na boki i niestety uchodzi powietrze z opony… No tak szkoda, zdarza się czasami taki defekt, ale o dobrym wyniku można już zapomnieć. A jechałem w dobrej grupie i była realna szansa na dobry rezultat, co widać po czasach na punktach kontrolnych. Przyczyną awarii był pewnie kolec, bo dookoła były kolczaste chaszcze. W padającym deszczu wymieniłem dętkę. Jakby było mało tego, okazało się, że zepsuta jest pompka, która przepuszczała powietrze. Traciłem cenny czas. Byłem zmuszony jechać na niskim ciśnieniu i bardzo uważać żeby nie dobić opony i żeby nie spadła z obręczy. Emocje i presja na wynik spadły i w sumie zacząłem jechać treningowo. Za to motywacji dodawał mi doping kibiców okolicznych miejscowości ;). Na ostatnich kilometrach na poligonie poczułem już że stopniowo kończą mi się zapasy energii. I w ten sposób dokończyłem drugie okrążenie. Po maratonie zwyczajowo był czas żeby na spokojnie porozmawiać ze znajomymi kolarzami i skomentować przebieg zawodów. Podczas losowania nagród wśród wszystkich uczestników, udało mi się wylosować markowe okulary przeciwsłoneczne, co w pewnym stopniu zrekompensowało mi „przygodę” na trasie, a przez to niesatysfakcjonujący wynik.

Wynik dystans mega: 30 w kat. M3, open 79
Czas: 3:38:03, dystans 84 km

WYNIKI MEGA

WYNIKI MINI

Na zawody do Suchego Lasu przyjechało 554 kolarzy.
Na nadwarciańskim singletracku.
Po pierwszym okrążeniu. Krótka przerwa na uzupełnienie płynów.
Z Wiesławem Fidurskim- autorem trasy maratonu w Krzywej Wsi k. Złotowa, który zajął pierwsze miejsce w swojej kategorii na krótszym dystansie.

czwartek, 8 sierpnia 2013

Wdzydzki Park Krajobrazowy 4.08.2013

4 sierpnia w niedzielę wspólnie ze Sławkiem i Andrzejem, wybraliśmy się eksplorować kolejną cześć Kaszub. Dla przypomnienia dodam, że wcześniej były to okolice jeziora Charzykowskiego. Tym razem postanowiliśmy udać się dalej na północ w kierunku Kościerzyny. Naszym głównym celem było objechanie dookoła jeziora Wdzydze nazywanego „Kaszubskim Morzem” lub „Wielką Wodą”. Nasz pierwszy etap wyprawy rozpoczęliśmy w Brusach, gdzie zostawiliśmy auta i udaliśmy się rowerami lokalną asfaltową drogą w kierunku miejscowości Wiele i Borsk. Już na drogach dostrzegalny był regionalny charakter Kaszub, objawiający się chociażby podwójnymi nazwami miejscowości. W Borsku zrobiliśmy pierwszy postój i tam właśnie ujrzeliśmy jezioro Wdzydze. Był czas na krótki posiłek i pamiątkowe zdjęcia. Nawigując ruszyliśmy dalej, mając z lewej strony jezioro. Dalsza część jazdy to szutrowe drogi leśne. Podczas przerwy popływaliśmy i schłodziliśmy się w tytułowym jeziorze. Od razu poczuliśmy się bardziej rześko. Trochę głodni w okolicach miejscowości Gołuń, udaliśmy się do przydrożnego baru o wymownej nazwie „Ostoja”, który prezentował siermiężny wystrój z minionej epoki lat 80- tych. Wspomnę, że z magnetofonu odtwarzano tam również takie przeboje muzyczne. Nawet spodobał mi się taki „powrót do przeszłości” ;). Menu lokalu bardzo skromne, nie pozostawiające wyboru. Sławek zamówił ostatni, dostępny placek po węgiersku, ja pizzę- obydwa posiłki stanowiły mrożonki z mikrofali o czym poinformował właściciel lokalu. W smaku nijakie, takie tylko, aby się nasycić. Do tego kawa. Ruszyliśmy do kolejnego etapu naszej rowerowej podróży i kilkanaście minut później dotarliśmy do miejscowości Wdzydze Kiszewskie. Klimaty już całkiem inne i widać od razu było, że to miejscowość wypoczynkowa na wysokim poziomie. Dużo lokali, pensjonatów i przystani jachtowych. Trochę żałowaliśmy, że tutaj nie zjedliśmy posiłku w lepszych okolicznościach. Postanowiliśmy obejrzeć panoramę jeziora z wieży widokowej o wysokości 36 metrów. Nie mieliśmy ze sobą zapięć, toteż zabraliśmy nasze rowery na środkowy poziom, a dalej już po schodach bez nich. Oczywiście koniecznie zrobiliśmy zdjęcia na tle rozległej i malowniczej panoramy. Sławek dotarł na najwyższą platformę widokową. My z Andrzejem dotarliśmy 2 piętra niżej, bo obawialiśmy się o nasze rowery pozostawione bez opieki, a nie chcieliśmy kusić losu. Po opuszczeniu Wdzydz udaliśmy się w kierunku wsi Czarlina i Przerębska Huta. Upał i zmęczenie dawały stopniowo znać o sobie, a do tego dochodziły momentami piaszczyste drogi. W Piechowicach znowu pamiątkowe zdjęcia przy tablicy, które udostępniliśmy na fb. Niektórzy myśleli, że znowu jesteśmy w górach ;). W Dziemianach zrobiliśmy krótki postój na kąpiel w miejscowym jeziorze. Naszym kolejnym celem było Leśno, gdzie znajdują się kamienne kręgi, stanowisko archeologiczne i cmentarz z czasów starożytnych. Ostatni odcinek naszej wyprawy to powrót do Brus, kiedy to odczuwaliśmy już zmęczenie i niedostatki wody. Ogólnie przejechaliśmy 90 km we Wdzydzkim Parku Krajobrazowym, co z postojami zajęło nam około 8 godzin. Podsumowując to była jedna z lepszych naszych eskapad rowerowych i to niedaleko od północnej Wielkopolski, skąd jesteśmy. Warto było tam pojechać i spędzić aktywnie dzień. Kaszuby to atrakcyjne miejsce z dużym potencjałem do jazdy rowerem, które ze swojej polecam.
Pierwszy przystanek w Borsku, gdzie ujrzeliśmy Jezioro Wdzydze.
Początkowy etap wyprawy wiódł szerokimi i prostymi szutrówkami.
Były również kręte podjazdy i zjazdy...
W oczekiwaniu na zamówiony posiłek.
Lokal, gdzie zjedliśmy posiłek miał klimat lat 80- tych ;)
Oczywiście był też czas, żeby skorzystać z uroków kąpieli.
Panorama na Jezioro Wdzydze nazywane "Kaszubskim Morzem".
Na wieży widokowej we Wdzydzach Kiszewskich.
No to heja Andrzej ;)... i w drogę.
W Piechowicach..., ale tych kaszubskich ;)
W miejscowości Leśno, gdzie znajdują się kamienne kręgi i cmentarz z czasów starożytnych.

Fot.: archiwum własne, Sławek, Andrzej T.