Przejechanie Półwyspu Helskiego na rowerach miałem w planach już od pewnego czasu. Wykorzystując pierwszy weekend majowy, postanowiliśmy z Lidką plany wprowadzić w życie. Za naszą bazę wypadową obraliśmy Puck, a konkretnie pensjonat u znajomej Pani Kaszubki ;) ,jak ją zwykliśmy nazywać. Ze Złotowa wyjechaliśmy po południu 2 maja. Na miejsce dotarliśmy po około 3 godzinach jazdy z rowerami na dachu auta. Prognozy na następny dzień (piątek) nie były zbyt optymistyczne i dlatego miałem już różne wersje alternatywne jak spędzić ten dzień. Obudziłem się o 6 rano i okazało się, że za oknem była bezchmurna i ładna pogoda, jednak było trochę zimno i wietrznie. Krótka decyzja- jedziemy na Hel, 50 km w jedną stronę, czyli 100 km w tę i z powrotem. Fajnie, czemu nie. Lubię takie dłuższe dystanse. Wyjeżdżamy po godz. 9. Sprawnie przejeżdżamy przez Puck i kierujemy się ścieżką rowerową w kierunku Władysławowa, który leży u nasady Półwyspu Helskiego. Stamtąd już jedziemy szlakiem rowerowym biegnącym wzdłuż szosy. Ten fragment jest łatwy, bo zupełnie płaski. Zarówno na szosie jak i szlaku rowerowym panuje duży ruch- w końcu to najdłuższy weekend w Polsce. Na ścieżce przydaje się dzwonek, gdy mijamy większe grupy turystów. Każdy ładnie nam ustępuje. Jedziemy malowniczym odcinkiem trasy, praktycznie przy samym Bałtyku. Robimy krótką przerwę na tradycyjne małżeńskie selfie. Mijane przez nas kolejno miejscowości to: Chałupy, Kuźnica, Jastarnia i Jurata. Nie zatrzymujemy się. Pozostał jeszcze najdłuższy odcinek na Hel i jak się okazało z najgorszą nawierzchnią na ścieżce- praktycznie nadającą się do MTB. O dziwo pojawił się nawet na niej kolarz szosowy. Myślę sobie, co on tutaj robi na szosówce na takiej nawierzchni. Są także hopki góra- dół. Jedziemy szybko i Lidka dzielnie nadąża za mną. Trzymamy się kolarza szosowego i w końcu dojeżdżamy na Hel. Zajęło nam to około 2 godz. 30 min. Teraz czas na przerwę i zwiedzanie. Postanawiamy wybrać się na plażę, gdzie na pamiątkowym pomniku kaszubskim można przeczytać: "Hel- początek Polski". Następnie była przerwa na tradycyjnego gofra z bitą śmietaną i kawę, które dodały nam energii. W samym mieście Hel- tłumy ludzi, przez który musimy się przeciskać czego już nie lubię. Czas na powrót znajomą już trasą rowerową. Robimy krótki postój w Jastarni na zdjęcia w porcie jachtowym. Do Pucka wracamy trochę zmęczeni, ale bardzo zadowoleni. Stwierdzam po raz kolejny, że z perspektywy siodełka roweru świat jest ciekawszy, można zobaczyć o wiele więcej i mieć dużo ciekawsze wrażenia. Trasa, którą opisałem oceniam jako dość łatwą i możliwą do przejechania dla każdego średnio aktywnego rowerzysty.
Poniżej fotogaleria:
|
Hel- początek Polski. |
|
W Jastarni- port jachtowy. |
|
Zapis trasy- Puck- Hel (ok. 50 km w jedną stronę) |
Wycieczka wygląda super, też muszę zabrać rowery następnym razem na Hel:) Jak na razie to gustowałem w sportach wodnych i to też polecam. Tak samo jak sprzęt od https://gosup.pl/plecaki-wodoszczelne-51 na pewno się przyda.
OdpowiedzUsuń