Na wrzesień tradycyjnie,
zawsze przypada kultowy, najstarszy maraton MTB w Wielkopolsce
„Michałki”, który odbywa się corocznie w Wieleniu i Puszczy
Noteckiej. Tym razem była to jubileuszowa X edycja. Dla mnie był to
siódmy start w tych zawodach, gdyż pierwszy raz byłem tam w 2007
roku. Miłym akcentem było zakwalifikowanie mnie do pierwszego
sektora wśród znanych wielkopolskich zawodników, o czym wspominał
na swojej stronie internetowej redaktor Piotr Kurek. Łącznie na 3
dystansach: mini, mega i giga wystartowało ok. 500 kolarzy, spośród
których spotkałem wielu znajomych tych bliższych i dalszych.
Wybrałem dystans mega liczący około 60 km. Tym razem trasę
poprowadzono w odwrotnym kierunku. Tradycyjnie pierwsze kilometry to
jazda szosą za samochodem policyjnym w kierunku skrętu do lasu w
prawo. I tu nagłe zaskoczenie- na przejeździe kolejowym zamknięty
szlaban. Kilka minut oczekiwania i heja ;) do przodu szosowym tempem
ponad 40 km/h. Po wjeździe w las kilka kałuż z błotem. Kilka osób
spanikowało i zaczęło ich rzucać na boki, ktoś się wywrócił.
Wymijam ich i staram się systematycznie wyprzedzać i załapać się
do szybkiego „pociągu”. 29’er daje przewagę w takich
sytuacjach. Jednocześnie czuję, że to nie jest mój dzień, a
dyspozycja fizyczna jest niezadowalająca. Nogi są dość ciężkie.
Jednak po pewnym czasie rozgrzałem się i było lepiej. Trasa niby
łatwa, ale nie dająca ani chwili odpoczynku i momentami z szeregiem
interwałów. W całości przejezdna. Do tego podłoże, po którym
jedzie się jak po gąbce i które potrafi wyssać siły. Kto jeździł
Michałki, ten wie o czym piszę. Na 42 km czuję kryzys i
zmęczenie, a do tego zaczynam być wyprzedzany przez zawodników,
którzy na punkcie kontrolnym byli 5 minut za mną. Wiem, że nie
jest ze mną najlepiej w tym momencie. W pewnej chwili wyprzedza mnie
kolarka i kolarz z teamu „N…”. Pomimo zmęczenia, podejmuję
decyzję, że muszę dosiąść im koła i jechać z nimi, bo to dla
mnie szansa. Teraz albo nigdy. Tempo wzrosło i tak stopniowo
wyprzedzamy jadące przed nami osoby. Jako, że staram się
współpracować, wychodzę 2 razy na zmianę, ale dla kolarza z „N…”
moje tempo chyba było za wolne, bo od razu mnie wyprzedzał. Myślę
sobie, ok. w takim razie jadę za wami. Postanawiam za wszelką cenę
nie odpaść z „minipociągu”. Nogi są już tak nabite ze
zmęczenia, że pojawiają się kurcze. Patrzę na licznik i tylko
odliczam kilometry do końca. Ostatni odcinek to znany dojazd do
stadionu przez pole pełne nierówności. To kluczowy odcinek przy
końcówce tego maratonu. Jeszcze tylko ostatnie okrążenie na
stadionie. Wjeżdżam tuż za zawodnikiem, za którym wcześniej
jechałem i który pracował na trasie, stąd też nie ścigałem się
z nim przy wjeździe na „kreskę” mety. Uzyskujemy jednakowe
czasy. Redaktor P. Kurek oznajmia przez mikrofon nasz przyjazd.
Schodzę z roweru i przez kilka minut nie mogę się ruszyć, gdyż
dostaję potężnych kurczy obu nóg- pierwszy raz w tym sezonie. Tak
sobie stoję, pokręcony z bólu staram się rozruszać i jakoś
dochodzę do siebie. X edycja Michałków kosztowała mnie wiele
wysiłku, ale naprawdę warto było tu przyjechać ze względu na
wspaniałą atmosferę tego kolarskiego święta.
Miejsce:
22/64 w kat. M3, 77/196 open (dystans mega)
|
W "Michałkach" 2013 uczestniczyło wielu czołowych wielkopolskich zawodników i nie tylko... |
|
|
|
|
|
|
|
Z Rafałem Przybylskim- Redaktorem Naczelnym XC-MTB.info oraz kolegą teamowym. |