W niedzielę 15 grudnia 2013 r. robiąc już "rozjazd" po treningu z mastersami, postanowiłem pojechać złotowską promenadą wokół Jeziora Miejskiego. Jechałem sobie zupełnie wyluzowany, a domu dzieliło mnie ok. 2 km. Dotarłem do mostu od strony amfiteatru. Charakterystyczną cechą tego mostu jest zakręt po środku jego konstrukcji.W momencie skręcania w prawo, tak nagle w mgnieniu sekundy zarzuciło mi przód roweru, że nie zdążyłem nawet pomyśleć i zareagować. Uderzyłem z impetem prawą stroną żeber ciała w podłoże z drewnianych mokrych desek. Ślizgiem wpadłem w barierkę. Dobrze, że miałem kask na głowie, bo był na nim ślad "szlifu". Dosłownie zatkało mnie, brakowało mi tchu, dusiłem się i tylko charczałem. Przechodzący obok mnie młody przechodzień szybko zareagował, za co dziękuję i zaoferował mi pomoc. Po ok. 2 minutach, gdy wstałem, pozbierałem się i mogłem się w miarę poruszać powiedziałem, że dam radę. Najgorsze dopiero miało nadejść. Nieprzespana noc z powodu niemiłosiernego, ekstremalnego bólu żeber (kto miał ten wie o czym piszę). Musiałem brać "garściami" silne medykamenty przeciwbólowe, żeby jakoś funkcjonować. Na drugi dzień było jeszcze gorzej. W południe w pracy, gdy leki przestały działać strasznie źle się poczułem, dusiło mnie i najprostsza czynność stanowiła problem. Zalecono mi szybko udanie się na pogotowie do szpitala. Tam po badaniach usg nie wykryto uszkodzeń. Zrobiłem też zdjęcie rtg, które na szczęście nie wykazało złamań. Od lekarza otrzymałem receptę na odpowiednie leki. Szkoda mi było, że muszę przerwać i zmodyfikować treningi, bo wiem z doświadczenia jak długo takie bóle się utrzymują i przeszkadzają w codziennym życiu oraz uprawianiu sportu. Po tygodniu jest już jakoś lepiej. Wybrałem się nawet na basen na małą rehabilitację. Wsiadłem również na rower pokręcić trochę spokojnie na szosie, bo na razie w terenie nie mogę ze względu na ból. Wniosek z tej opowieści jest taki, że jadąc rowerem zawsze trzeba zachować czujność i uwagę, gdyż nawet chwila zamyślenia czy nieuwagi może skończyć się boleśnie. Tu powodem kraksy było niedostosowanie prędkości i hamowanie w skręcie na mokrym drewnianym moście. Ta przygoda skończyła się na szczęście (tylko) na bolesnym obiciu żeber. Mogło być znacznie gorzej. Można jeździć w wiele miejsc biorąc udział w różnych zawodach kolarskich czy jeżdżąc na wyprawy po niebezpiecznych technicznych trasach i szczęśliwie je kończyć, a można także zaliczyć taką "przygodę" na najłatwiejszym fragmencie rekreacyjnej trasy w pobliżu domu. Kolarzu zachowuj zawsze uwagę!
|
Zakręt na moście na złotowskiej promenadzie, gdzie boleśnie obiłem żebra. |